Informacje historyczne

Cmentarz wojenny z I wojny światowej – Narama I i Narama II

Latem 1914 roku wybuchła Wielka Wojna, w której po przeciwnych stronach  stanęły państwa odpowiedzialne za rozbiory Polski: Rosja oraz Niemcy i  Austro-Węgry. W szeregach walczących ze sobą armii znalazły się miliony  Polaków, zmuszonych do bratobójczej walki. 

Rok 1914 przyniósł również nadzieję na odrodzenie polskiej państwowości.  Symbolami czynu niepodległościowego stały się Pierwsza Kompania  Kadrowa, która przez pobliskie Michałowice weszła do zaboru rosyjskiego,  oraz wyrosłe z niej Legiony. Kolejne oddziały strzeleckie szły m.in. przez  Skałę i Iwanowice, gdzie zostały bardzo życzliwie przyjęte. W Iwanowicach  ujawniły się zakonspirowane struktury Związku Strzeleckiego. Ochotnicy  przyłączyli się tutaj do oddziałów strzeleckich, przekształconych później w  Legiony.

W listopadzie 1914 roku doszło do ciężkich walk między nacierającą na  Kraków armią rosyjską a odpierającą ją armią austro-węgierską. Mogło w  nich wziąć nawet 400 tys. żołnierzy. Walki rozgrywały się na północny  wschód od miasta, m.in. w rejonie wsi Goszcza i Rzeplin. Wyjątkowo  krwawy  był też bój o położony na wzgórzu folwark Poskwitów Stary  k/Iwanowic.

Wojna nie ominęła Naramy, znajdującej się na pod zaborem rosyjskim. W  listopadzie 1914 roku na terenie Naramy i okolicy toczyły się ciężkie walki  między nacierającą na Kraków armią rosyjską a broniącym go wojskiem  austro-węgierskim. Działał tu również polowy lazaret.

Poległych i zmarłych grzebano w trzech zbiorowych mogiłach, które  połączyły walczących żołnierzy wrogich armii: dwie znajdowały się w lesie a  jedna przy drodze na granicy z Kozierowem (ta ostatnia niestety uległa  zatarciu).

W pierwszej zbiorowej mogile w północno-wschodniej części Lasu  Naramskiego (Narama I) spoczywa 24 żołnierzy armii austro-węgierskiej i 1  żołnierz armii rosyjskiej, którzy polegli lub zmarli od ran odniesionych  podczas ciężkich walk prowadzonych w tej okolicy w listopadzie 1914 roku.  Do 2023 roku w jej wezgłowiu ustawiony był krzyż ze stalowych rur, z  motywem trójliścia na zakończeniu ramion. Na krzyżu znajdowała się figura  Jezusa osłonięta półokrągłym daszkiem blaszanym z ząbkowaną krawędzią,  poniżej przymocowane były dwie tabliczki informacyjne. Pierwotnie cmentarz składał się dwóch mogił ziemnych zlokalizowanych po przeciwnych stronach  leśnej drogi.Do dzisiaj przetrwała niestety tylko jedna z nich,  natomiast  druga uległa całkowitemu zatarciu.

Z kolei w drugiej zbiorowej mogile (Narama II), znajdującej się w północno-  zachodniej części Lasu Naramskiego  spoczywa 154 żołnierzy armii austro-  węgierskiej, którzy zginęli lub zmarli w wyniku odniesionych ran podczas  walk z Rosjanami prowadzonych w listopadzie 1914 roku. Ich tożsamość nie  jest znana. Wśród z nich są poborowi różnych narodowości zamieszkujących  wówczas monarchię habsburską, być może również zmobilizowani Polacy.  Do 2023 roku na mogile znajdowały się dwa stalowe krzyże, na których  umieszczone są trzy tabliczki informacyjne.

Mogiłą opiekują się okoliczni mieszkańcy oraz młodzież szkolna.

 

Wspomnienie Bronisławy Grzyb z Naramy:

W 2014 roku miałam 13 lat. Więc rozumiałam co się dzieje. Niedaleko  Naramy była granica z Austrią, bo my byliśmy pod Rosją, to w Naramie bez  przerwy kręcili się ruscy żołnierze. Najwięcej było Kozaków. Trzeba było  uważać, bo jak se który podpił, to mógł dać nahajom przez łeb.

Na początku lata 1914 r w Naramie pojawiło się dużo ruskiego wojska. Oho,  zabiyli ważnego austryjoka tak mówili starzy, duchym będzie wojna. I tak  się też stało. Kiej tego wojska się najechało, to zaczyni różne breweryje.  Jeden jak się opił, to uwziął się na mnie. Ale uciekłam przed nim. Gonił  mnie, ale wyśpindrałam się po strzesze na dach chałupy, a potem  schowałam się za kominem. To ten skurcybyk zaczął celować do mnie z  karabinu. Ale zaczął się ruch, przylecioł starszy, zaczął się drzeć, że zbiórka,  kopnął w dupsko tego co mnie ganioł i pogonił go na zbiórkę. I uciekli z  Naramy. Było to pod koniec lipca albo na początku sierpnia.

Kiedy Ruscy uciekli, a na ich miejsce przyśli  Austryjoki. Ale jakie to były  Austryjoki, mówili ze Madziary, a godali tak, że się można z nimi było  dorozumieć. Dopiero potem wyszło, że byli to Poloki, Czesi, Słowoki a nawet  Bośnioki. Nie trza nic powiedzieć, bo grzeczni to byli ludzie. Była biyda, to  się z nami dzielili. Nie byli długo, bo zaraz poszli za Ruskimi. Gónili ich.

Ze dwa miesiące było spokoju, ale w listopadzie widać było, że chyba im  kiepsko idzie, bo jechały furmanki z rannymi Austryjokami. Póżniej w  Naramie pojawiło się ich dużo. I zaczęła się strzelanina. Koło Naramy, na  Kozierowie i Michałówce w dołach i dolinach rozstawili armaty i zaczęli  strzelać. Na nas od ruskich leciały zaś kule takie wielkie i jak która spadła,  do to robiła takie doły, że na człowieka głębokie były. Ale wcześni zebrali  też  ludzi, żeby kopać rowy. Najwięcej rowów to my kopali w naramskim  lesie. Zebrali nas z Naramy, Szczodrkowic tak my kopali.

Ludzi naginęło dużo, bo strzelali tak ze dwa tygodnie bite. Chowali ich w  lesie naramskim, a nawet gdzie popadnie. Potym austryjoki zbierali  wszystkich i chowali w grobach zbiorowych. A potem Austryjoki ich chyby  przemogli, bo znów poszli na wschód. A Ruscy jak z Naramy wyszli latym  1914 roku, to już nie wrócili się. Potem była Polska, a potem Ruscy przyszli  zimą 1944 jak szli na Kraków.
 

(wspomnienia spisane przez Zbigniewa Grzyba i znajdujące się w jego  cyfrowym archiwum)

 

Wspomnienia Jana i Małgorzaty Kmitów z Damic (obecnie  Krasieniec, wsparte wspomnieniami ich córki Marianny i wnuczki  Honoraty:

Przed Wielką Wojną (I Wojną Światową) mieszkaliśmy tu gdzie dziś w  Damicach (obecnie Krasieniec Stary). Dom nasz stoi przy głównym gościńcu, który idzie na Kraków. Od Gościńca, aż do naramskiego lasu ciągnie się  nasze pole, było tego 12 morgów w jednym kawałku (ok. 6,75 ha). Kiedy  wybuchła wojna to rosyjscy żołnierze wycofali się z naszej miejscowości.  Przyszło wojsko austryjackie. Bylli w tym wojsku i Rakuszanie (Austriacy –  dop)i Madziary, Polaki, Słowioki, Czesi, Chorwaci i Bośniacy, a nawet tacy  czorniawi, nie wiemy jacy.

Ale nie byli za długo, bo poszli za Ruskimi. Dopiero za jakiś czas usłyszelimy  dudnienie. Niesło się zwłaszcza wieczorami. Okazało się, że to Ruscy gonią  Austriaków. Na gościńcu pojawiło się też dużo furmanek z rannymi, które  szły na Kraków. Niekiedy zatrzymywali się, aby napoić i nakarmić rannych.  A  i nieraz zdarzyło się, że i jakiego gdzieś w polach przy drodze pochowali.

Tak gdzieś blisko połowy listopada 1914 roku było już masa tego wojska.  Ruscy do nich strzelali armatami i kule latały po niebie wielkie jak cebrzyki.  Modlilimy się, żeby w nas nie trafiły. Mieliśmy w sadzie taką ziemiankę,  chcieliśmy się w niej schować, ale żołnierze nas wygonili, żebyśmy nie byli  w  kupie, bo jak wpadnie to zabije wszystkich. Ponieważ nasz dom był duży,  była duża stodoła i stajnie a także duży okół, to w naszym obejściu zrobili  szpital polowy, nazywali go Lazaret. A ponieważ przy lazarecie nie ustawiali  armat, to te kule latały nad nami. Szły tam gdzieś na Naramę i Michałówkę.  Tam były ustawione armaty. A w drugą stronę leciały na Rzeplin,  Przybysławice i Skałę.

Bardzo dużo ludzi przewinęło się przez ten lazaret. Ile było krzyków, ile było  jęków, ile było Boga wzywania. We wszystkich chyba językach. Lekarze,  pielęgniarze i pielęgniarki chodziły nieraz całe we krwi. Jedna studnia była  przy drodze, a druga studnia była w sadzie, przy studni był cebrzyk i  beczka.  Prawie bez przerwy ciągnięta była z niej woda. Ile obcięli rąk, nóg,  a ilu ludzi pochowali? Chowali ich w naramskim lesie. Szli przez nasze pole,  część my obsiali, a część nie, a potem w lesie chowali ich w dołach. Po  dwóch, nieraz po trzech. Teraz w lesie są dwa duże groby, ale są one  zrobione tam, gdzie ich było najwięcej pochowanych. To był jeden cmentarz  a drugi cmentarz był zrobiony w lesie przy drodze na Kopaninie, niedaleko  Turkowego domu.

Tych co jakoś opatrzono, i byli niedatni do wojaczki wysyłali gościńcem na  Kraków, a tych co się jakoś podleczyli, wysyłali na front. Jednego wieczora  w  rogu przy łóżku długo klęczał i modlił się Madziar, ale gadał tak, ze  można  go było zrozumieć. Pytaliśmy się go, czego tak się długo modli, a on  mówił, że lekarz go wypisał z lazaretu i jutro z rana idzie na front. Mańka  (Maria) wtedy miała dwa latka i on popatrzył się na nią i mówił, że ma do  domu taką samą i się rozpłakał. Poszedł na front i już nie wiemy, co się z  nim stało.

Potem coś się stało, chyba Rosjanie zaczęli przegrywać, bo pod koniec  listopada wojska poszły na Słomniki i Proszowice, zaczęło się uspokajać,  zlikwidowali szpital, oznaczyli groby w lesie a potem to już Polska nastała.

 (wspomnienia spisane przez Zbigniewa Grzyba i w jego archiwum)

Fotografie

Plan twierdzy Kraków na francuskiej mapie z 1881 roku

Kawalerzyści armii austro-węgierskiej

Żołnierze armii austro-węgierskiej w czasie szkolenia

Żołnierze rosyjscy w 1914 roku

Żołnierze piechoty armii austro-węgierskiej

Ustawienie wojsk rosyjskich i austro-węgierskich w czasie walk pod Rzeplinem w listopadzie 1914 roku.

Wymarsz Pierwszej Kompanii Kadrowej – obraz Jerzego Kossaka

Żołnierze rosyjscy w 1914 roku

Żołnierze armii austro-węgierskiej

Narama na austriackiej mapie wojskowej sprzed I wojny Światowej

Literatura:

Z. Grzyb, Mogiłą złączeni. Skąd się wzięły żołnierskie cmentarze w Naramie, Mogiłą złączeni. Skąd się wzięły żołnierskie cmentarze w Naramie. (narama.pl) (dostęp: 11.07.2023).

P. Orman, K. Orman, Wielka Wojna na Jurze. Przebieg wydarzeń i cmentarze wojenne I wojny światowej między Krakowem a Częstochową, Kraków 2008.

J. Pałosz, Śmiercią złączeni. O cmentarzach z I wojny światowej na terenach Królestwa Polskiego administrowanych przez Austro-Węgry, Kraków 2012.


Informacje Historyczne II Wojna Światowa

Armia Krajowa w Naramie

W czasie II wojny światowej i okupacji niemieckiej teren Naramy podporządkowany był Inspektoratowi Związku Walki Zbrojnej – Armii Krajowej „Maria” w Miechowie (obwód Miechów i placówka Iwanowice). Inspektorat Rejonowy ZWZ/AK Miechów "Miś", "Michał", "Maria" został podzielony na trzy obwody: Miechów, Olkusz oraz Pińczów. Podlegał bezpośrednio Komendzie Okręgu Kraków AK. Szczytowym momentem jego działania było powstanie latem 1944 r. Kazimiersko-Proszowickiej Rzeczypospolitej Partyzanckiej.

Podczas niemieckiej okupacji Armia Krajowa, w tym żołnierze krakowskiego Kedywu i Samodzielnego Batalionu Partyzanckiego „Skała”, przeprowadziła w Naramie i jej najbliższej okolicy szereg akcji przeciwko Niemcom, m.in. likwidując konfidentów, rozbrajając niemieckie patrole czy chroniąc ludność przed represjami.

31 lipca 1944 r., w czasie realizacji operacji „Burza”, Komendant Okręgu Krakowskiego AK polecił sformować w oparciu o Inspektorat Miechowski dwie duże jednostki: 106 Dywizję Piechoty AK „Dom” oraz Krakowską Brygadę Kawalerii „Bank”, w skład której wejść miały 8 pułk ułanów i 5 pułk strzelców konnych. 5 psk formowano w rejonie Proszowice-Skała w składzie dwóch batalionów: skalskiego (krypt. „Dołęga”) i iwanowickiego (krypt. „Kalina”). Batalionem iwanowickim dowodził por. Otto Śmiałek ps. „Kalina”.

Od sierpnia 1944 r. do stycznia 1945 r. żołnierze AK przeprowadzili tu wiele akcji bojowych. Atakowali tabory okupanta, prowadzili rekwizycje, likwidowali konfidentów, rozbrajali Niemców. 9 września 1944 r. żołnierze AK rozbroili i rozstrzelali w Owczarach trzech Kałmuków rabujących dobytek miejscowej ludności.

W grudniu 1944 r. doszło w Naramie do potyczki między żołnierzami AK a siłami niemieckimi, w trakcie której śmiertelnie ranny został Bogusław Kleszczyński ps. „Jabłoński”. Analizy tych wydarzeń podjął się Zbigniew Grzyb:

Dochodzimy do wydarzeń, w wyniku których rannych zostało kilku partyzantów, w tym śmiertelnie ranny został Bogusław Kleszczyński ps. "Jabłoński", bratanek mjr Edwarda Kleszczyńskiego, ps. "Dzik", "Miechowita", dowódcy Krakowskiej Brygady Kawalerii Zmotoryzowanej.
W przestrzeni medialnej pojawiły się sprzeczne informacje dotyczące tych wydarzeń. Znana jest relacja Zbigniewa Śniegowskiego ps. Jemioła z 1967 roku oraz Henryka Marca z Zagórzyc Dworskich w gm. Michałowice. Urodzony i działający w krakowskiej konspiracji w Krakowie por. Zbigniew Śniegowski „Jemioła” został zdekonspirowany i w lipcu 1944 został przeniesiony w rejon Sandomierza, a następnie pod koniec września znalazł się w Brygadzie Kawalerii Zmotoryzowanej AK ("Bank") działającej na terenach Inspektoratu AK "Maria". W brygadzie został przydzielony do II batalionu (Kuźnia) w 5 Pułku Strzelców Konnych AK i od 4 listopada pełnił obowiązki dowódcy specjalnego oddziału dyspozycyjnego „Ogień”. Po wojnie ujawnił się i został zweryfikowany w stopniu porucznika. Był autorem wielu opracowań na temat AK. Natomiast drugi ze świadków Henryk Marzec, urodzony w 1925 roku, wraz z Bogusławem Kleszczyńskim brał czynny udział w potyczce w Naramie. Został przez Niemców aresztowany, więziony na Montelupich w Krakowie, został wywieziony do obozów w Niemczech, skąd powrócił i zamieszkał w Zagórzycach.
Zarówno jeden jak i drugi określa się, jako bezpośredni uczestnik i świadek tych wydarzeń. Przynajmniej część z nich rozgrywała się niedaleko mojego rodzinnego domu w Naramie. Świadkiem ich byli m.in. moja babcia Bronisława Grzyb i mój ojciec Edward, którzy niejednokrotnie opowiadali o tych wydarzeniach, okolicznościach, które do nich doprowadziły, a także pokazywali miejsca, gdzie się rozegrały. Postaram się zatem skonfrontować i uzupełnić te relacje o wspomnienia moich bliskich.
Ze wspomnień Zbigniewa Śniegowskiego ps. „Jemioła” wynika, że 17 grudnia 1944 roku porucznik Otto Śmiałek polecił mu wysłać do Naramy dwóch ludzi, aby udzielić „lekcji wychowania obywatelskiego” miejscowemu sołtysowi, który – zdaniem dowództwa – nie potrafił zorganizować w Naramie dla wysiedlonej z Warszawy ludności podstawowej opieki, mieszkań i żywności. Zadanie to otrzymali dwaj partyzanci „Burza” i „Warka”. Będąc już w Naramie zostali zauważeni przez dwuosobowy patrol niemieckich żandarmów. Ponieważ Niemcy, po elementach wojskowych w ubraniach, zorientowali się z kim mają do czynienia zdecydowali się ich aresztować. Wywiązała się walka, w czasie której „Warka” został ranny. „Burza” zdołał wyrwać się i uciec, natomiast rannego „Warkę” Niemcy zabrali i umieścili w naramskim dworze. Kiedy „Burza” poinformował zwierzchników o wydarzeniach, zapadła decyzja, że rannego „Warkę” trzeba z dworu odbić. Najpierw do Naramy, celem rozpoznania, został wysłany kilkuosobowy patrol. Po dotarciu na miejsce i rozpytaniu mieszkańców ustalono, że ranny „Warka” jest więziony we dworze i pilnowany przez jednego żandarma, ponieważ drugi udał się do Wilczkowic po posiłki do niemieckiego oddziału, który stacjonował w miejscowej szkole. Za partyzanckim patrolem został z kolei wysłany dobrze uzbrojony oddział pod dowództwem Bogusława Kleszczyńskiego.
Pochodzący z rodziny ziemiańskiej gospodarującej w Jakubowicach k/Proszowic Bogusław Kleszczyński, ukończył podchorążówkę AK ze stopniem kaprala podchorążego i przeszedł do lokalnego oddziału dywersyjnego. Tu zdobył dość szerokie doświadczenie, biorąc udział w licznych akcjach dywersyjnych, częściowo na stanowisku dowódcy. Akcje te niemal bez wyjątku były udane, za co był dwukrotnie awansowany do stopnia plutonowego a potem sierżanta pchor. Jak wspomina Zbigniew Śniegowski, 21 letni Kleszczyński był „zdolny, energiczny, szybki w działaniu, uchodził za człowieka, który w każdej opresji daje sobie radę”. Natomiast zdaniem Henryka Marca „Bogusław Kleszczyński nie należał do ich oddziału, przybył on z Krakowa z meldunkiem i zgłosił się na ochotnika do wzięcia udziału w akcji, w której ogółem uczestniczyło 11-u partyzantów.”
Kiedy odział dotarł do Naramy, wysłany wcześniej patrol przekazał meldunek o sytuacji. Na tej podstawie Kleszczyński polecił wystawić czujki na drogach prowadzących od strony Wilczkowic, a sam udał się do dworu. Plan był taki, że na drzwiach pokoju, w którym przebywał ranny partyzant i towarzyszący mu Niemiec, zawieszą i zdetonują wiązkę granatów. Zdaniem Śniegowskiego uczestniczący w akcji partyzanci byli przekonani, że wybuch granatów wyrwie drzwi z zawiasów i przestraszy na tyle Niemca pilnującego więźnia, że odbicie „Warki” obędzie się bez większych problemów. Okazało się jednak inaczej.

W trakcie rozpoznania nie uzyskano, zlekceważono, albo przekazując meldunek Kleszczyńskiemu pominięto istotną informację, że w dworze przebywają dwie niewiasty, w tym jedna jego krewna, która go rozpozna. Dodajmy, że na początku XX wieku część gruntów w Naramie była własnością dziedzica Chrzanowskiego (właściciela majątku w Szczodrkowicach), a część była własnością naramskich włościan. Ziemię i dwór w Naramie Chrzanowski oddał jako wiano swojej siostrze Zofii, która poślubiła Józefa Russockiego i wspólnie z nim gospodarowała. Przed wojną Józef Russocki zmarł i jest pochowany na cmentarzu w Naramie.
Dlatego gdy Kleszczyński pojawił się we dworze, krewna go rozpoznała i natarczywie prosiła, by zrezygnował z odbicia jeńca, ponieważ gdy przyjdą Niemcy, to obydwie zostaną zamordowane, a jedna z nich, ze względu na wiek, nie da rady uciec. We dworze wówczas był również nieletni, nie w pełni sprawny intelektualnie ich krewny Heniu Chrzanowski. Jedna z kobiet nawet w akcie desperacji rzuciła do nóg Kleszczyńskiego i obwiązała je szalem. W ten sposób mijał cenny czas tracony na przepychanki, zamiast na odbicie więźnia i odwrót. W trakcie szamotaniny przybiegł jeden z członków oddziału wyznaczonych do pilnowania dróg i zameldował, że na drodze od Wilczkowic pojawili się już Niemcy, w liczbie około 50 żołnierzy. Porównując to z kilkunastoosobowym odziałem partyzanckim, była to liczna znaczna.
W tym miejscu warto rozwinąć zasygnalizowany wcześniej wątek o topografii Naramy, bo w tym miejscu jest ona istotna. Narama położona jest w terenie górzystym. Różnica wzniesień w niektórych miejscach wynosi kilkaset metrów. Nawet dzisiaj w podatku rolnym pola naramskie traktowane są jako tereny górskie. Na najwyższym punkcie, w centrum Naramy, od czasów średniowiecza usytuowany był dwór szlachecki. Od strony Wilczkowic do centrum Naramy obecnie prowadzą trzy drogi: ulica Brzozowa, ul. Dworska i ew. ul. Księża. Te trzy drogi ostatecznie zostały wytyczone po komasacji z końca lat dwudziestych ub.w. Obecna ulica Brzozowa, począwszy od Kozierowa, od dawnego średniowiecznego traktu, zwanego „Gościńcem” a obecnej ul. Granicznej, wytyczona i poprowadzona została dość głębokim wąwozem, który oddzielał tzw. pola dworskie od pól włościańskich. W opisywanym czasie na brzegach wąwozu rosły drzewa i porastały gęste krzewy, w tym wysoka na kilkadziesiąt metrów sosna, którą ja jeszcze doskonale pamiętam. W wyniku przygotowania do budowy drogi asfaltowej i późniejszych prac niwelacyjnych wąwóz został zasypany i teren znacznie poszerzony i podniesiony w niektórych miejscach od metra do co najmniej kilku metrów. Ale nawet dzisiaj, kiedy ktoś porusza się drogą od strony Kozierowa w kierunku Placu Naramskiego, doskonale zorientuje się, gdzie kiedyś wąwóz się zaczynał. Dla zilustrowania napiszę jedynie, że jako dziecko, w latach siedemdziesiątych XX w. przed niwelacją pól, zleconą przez ojca przy budowie drogi, w miejscu położonym powyżej domu rodzinnego, z brzegu wąwozu ku drodze zjeżdżałem na nartach.

Warto wspomnieć, że w czasie II WŚ, wcześniej niż opisywane wydarzenia, w wąwozie tym patrol niemiecki dokonał egzekucji przez powieszenie jednego, zatrzymanego przez przypadek młodego człowieka, którego personalia są mi znane. Jednak bez zgody rodziny nie chciałbym ich publikować, chyba, że w komentarzach zrobi to ktoś z jego obecnych krewnych.
I właśnie tę drogę wybrali Niemcy, aby iść na pomoc żandarmowi uwięzionemu we dworze i pilnującego jeńca. Partyzancka czujka umieszczona była w zaroślach i między drzewami na dworskim brzegu wąwozu. Kiedy kolumna Niemców znalazła się w wąskim jarze, dla partyzantów była doskonała okazja, aby ostrzelać i ich zatrzymać.  Jednak ubezpieczającemu drogę AK-owcowi akurat wtedy zaciął się karabin maszynowy. Pozostało niewiele czasu, aby partyzanci znajdujący się we dworze dokonali odwrotu. Będący na czujkach rozproszyli się, natomiast Kleszczyński z partyzantami będącymi już we dworze postanowili wycofać się w kierunku naramskiego lasu, a zdaniem Śniegowskiego w kierunku Szczodrkowic. Nie przeczy to jedno twierdzenie drugiemu, bo akurat las patrząc od dworu położony jest w kierunku Szczodrkowic. W czasie odwrotu doszło do wymiany ognia miedzy partyzantami a Niemcami. Kleszczyński i dwóch innych partyzantów zostało rannych. Kleszczyński otrzymał serię w brzuch i jego stan był bardzo poważny. Widząc bezsens walki cała trójka poddała się Niemcom. W czasie obławy Niemcy schwytali i rozbroili jeszcze dwóch AKowców. Babcia opowiadała mi, że całą piątkę Niemcy zabrali ze sobą. Obserwowała z okna, jak trzech wieźli, a dwóch związanych prowadzili pod bronią w kierunku Wilczkowic. Nie była w stanie jednoznacznie powiedzieć, co się później z nimi stało.
Od tego momentu różnią się również wspomnienia Zbigniewa Śniegowskiego i Henryka Marca. Zdaniem pierwszego całą piątkę schwytanych partyzantów Niemcy dostarczyli do punktu swojego stacjonowania czyli do budynku szkoły w Wilczkowicach. Następnie została wezwania żandarmeria z Krakowa, która zabrała czwórkę partyzantów do więzienia na Montelupich. Natomiast ciężko ranny Bogusław Kleszczyński zmarł w wyniku odniesionych ran.
Henryk Marzec w rozmowie ze Zbigniewem Jeleniem podaje, że Niemcy partyzantów, w tym Bogusława Kleszczyńskiego doprowadzili do Urzędu Gminy w Michałowicach. „Tam ułożyli ich w pomieszczeniu biurowym, przesłuchiwali wójta i obecnych pracowników pytając czy rozpoznają te osoby - odpowiedzi były negatywne. Do gminy przybył lekarz, który opatrzył trzem partyzantom rany, Kleszczyński otrzymał zastrzyk i po niedługim czasie zmarł. Niemcy polecili zakopać zwłoki w ustronnym miejscu co też wykonano. Pozostałych trzech partyzantów w tym Pana Henryka Niemcy przewieźli do więzienia w Krakowie na Montelupich, a następnie wysłano ich do obozów na terenie Niemiec.” Następnie Niemcy polecili zakopać zwłoki Bogusława Kleszczyńskiego w nieznanym do dziś miejscu. Miejsce to jednak zostało zapamiętane i wskazane partyzantom. W nocy partyzanci ekshumowali i pochowali ciało na cmentarzu w Więcławicach Starych, gdzie Bogusław Kleszczyński spoczywa do dzisiaj. Po wojnie, został zweryfikowany do stopnia podporucznika, ze starszeństwem od 1 stycznia 1945, oraz pośmiertnie oznaczony Orderem Virtuti Militari V Klasy i Srebrnym Krzyżem Zasługi z Mieczami.
Do dzisiaj grób Bogusława Kleszczyńskiego znajduje się w tym samym miejscu. W 1947 obok została pochowana siostra Zofia Kleszczyńska a później też ich rodzice. W ten sposób powstał rodzinny grobowiec, którym opiekują się nim między innymi kombatanci i mieszkańcy Więcławic.

Fotografie

Partyzanci Samodzielnego Batalionu Partyzanckiego „Skała” Armii Krajowej: Stanisław Pluciński „Żbik” i „Apasz”; fotografia ze zbiorów Muzeum Armii Krajowej.

Partyzant Samodzielnego Batalionu Partyzanckiego „Skała” Armii Krajowej ze stenem; fotografia ze zbiorów Muzeum Armii Krajowej.

Partyzant Samodzielnego Batalionu Partyzanckiego „Skała” Armii Krajowej Ludwik Pająkowski z ciężkim karabinem maszynowym ZB-37; fotografia ze zbiorów Muzeum Armii Krajowej.

Grupa odpoczywających partyzantów z Samodzielnego Batalionu Partyzanckiego „Skała” Armii Krajowej; fotografia ze zbiorów Muzeum Armii Krajowej.

Żołnierze Samodzielnego Batalionu Partyzanckiego „Skała” Armii Krajowej w czasie patrolu; fotografia ze zbiorów Muzeum Armii Krajowej.

Partyzant Samodzielnego Batalionu Partyzanckiego „Skała” Armii Krajowej ze stenem i trzema granatami trzonkowymi; fotografia ze zbiorów Muzeum Armii Krajowej.

Partyzant Samodzielnego Batalionu Partyzanckiego „Skała” Armii Krajowej na koniu; fotografia ze zbiorów Muzeum Armii Krajowej.

Partyzancki obiad; fotografia ze zbiorów Muzeum Armii Krajowej.

 

Żołnierze Oddziału Partyzanckiego „Żelbet” AK w Naramie

Wiosną 1944 r. w Naramie rozlokowali się żołnierze Zgrupowania „Żelbet” Armii Krajowej, stanowiącego część sił krakowskiego garnizonu AK. Dowodził nimi w tym czasie ppor. Artur Korbel ps. „Bicz”.

W czerwcu 1944 r. partyzanci prowadzili tutaj intensywne szkolenia bojowe z zakresu poruszania się w szyku ubezpieczonym, biwakowania, służby wartowniczej, rozpoznania terenu, wystawiania czujek, posługiwania się bronią, musztry i służby garnizonowej. Brali udział w kilku akcjach wspólnie z oddziałami Inspektoratu „Maria” AK, w tym atak na magazyny niemieckie w Charsznicy czy uwolnienie więźniów w Cisiej Woli.

W pierwszej połowie sierpnia do Naramy przybyli kolejni konspiratorzy i ochotnicy, „spaleni”, którzy uniknęli aresztowań w Krakowie w czasie „czarnej niedzieli”. W ten sposób liczba partyzantów zwiększyła się tutaj do 170, w tym 80 uzbrojonych.

Partyzanci brali udział w akcjach bojowych na terenie inspektoratu miechowskiego, m.in. w walkach pod Sieciechowicami i w lasach koło Barbarki, gdzie w odwecie Niemcy dokonali pacyfikacji wioski (zginęło ponad 60 cywilów).

Tak te wydarzenia opisuje Zbigniew Grzyb:

Przeprowadzono również jedną z większych akcji. 13.08.1944 r. we wsi Sieciechowice (gm. Iwanowice) oddział „Bicza” (w składzie trzech plutonów) stoczył walkę z policjantami ukraińskimi, którzy stacjonowali w Wilczkowicach. Ukraińcy stracili kilkudziesięciu zabitych i rannych oraz 16 koni i 8 wozów. Ponieważ oddział był cały czas śledzony przez Niemców, podjęto decyzję o oderwaniu się od wroga i kierowanie się lasami w stronę kieleczczyzny. Dlatego po walce oddział „Żelbetu” wycofał się przez miejscowość Wesoła do rejonu wsi Barbarka. W lasach koło Barbarki oddział pojawił się 14 sierpnia 1944 roku. Ponieważ 15 sierpnia było Święto Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny i kolejna rocznica zwycięskiej Bitwy Warszawskiej 1920 r., a w oddziale było dwóch księży, za schwytanie których okupant wyznaczył nagrodę, zdecydowano, że w tym dniu o godz. 10.00, na polanie w lesie, odprawiona będzie uroczysta Msza św. na którą zaproszono również mieszkańców okolicznych miejscowości.

15.VIII rano w miejscu planowanych uroczystości, oprócz 120 partyzantów, pojawiła się liczna grupa mieszkańców Barbarki i okolic. Rozstawione czujki zabezpieczały las przed Niemcami. Niestety, w tym czasie na drodze niedaleko lasu pojawił się samochód wiozący Niemców. Wedle jednych relacji Niemcy jechali po żywność do Gołyszyna, wedle innych samochód wiózł lotników niemieckich a jeszcze inni twierdzą, że był to niemiecki patrol na motocyklach. Faktem jest, że patrol partyzancki Niemców ostrzelał, w wyniku czego zginął jeden z wysoko postawionych oficerów niemieckich. Po incydencie, prawie natychmiast pojawiło się silne zgrupowanie niemieckie i leśny oddział, wraz z cywilami, został otoczony. Wywiązała się prawie godzinna walka, w której po stronie niemieckiej zginęło 18 żołnierzy, 14 zostało rannych, kilku dostało się do niewoli. Partyzanci stracili 2 zabitych (Bonifacy Warszak ps.„Topola”, Kazimierz Pachno ps. „Kos”) oraz 2 ranych (Anglik o pseudonimie „Jim” i Bogdan Borzoski „Bogdał”). Cywilom w większości udało się wydostać z kotła a partyzanci z powodu braku amunicji musieli się wycofać głęboko w las. Niemcy w odwecie, ściągnąwszy jeszcze dodatkowe posiłki w tym samochody pancerne, które nadjechały od strony Miechowa, Krakowa i Wolbromia, przeprowadzili krwawą pacyfikację miejscowości Barbarka, w wyniku której zostało zamordowanych 62 cywilów (mężczyzn, kobiet, dzieci i starcy) z Barbarki, Iwanowic, Lesieńca, Minogi, Poręby Laskowskiej, Ściborzyc, Sieciechowic, Tarnawy i Zagaja. Aby spalić domy i obejścia w Barbarce Niemcy użyli samolotu, który zrzucał fosforowe płyty, podpalając w ten sposób kolejne domy i zabudowania kryte słomianą strzechą. W pacyfikacji uczestniczyli również policjanci z oddziału ukraińskiego, który mścił się za straty, jakie poniósł dwa dni wcześniej pod Sieciechowicami.

Biorąc pod uwagę możliwość kolejnych akcji Niemców, ppor. „Bicz” zwalnia rannych żołnierzy niemieckich i opuszcza zagrożony teren. Oddział zajmuje kwatery w Naramie (w domach i lesie). Już po tej walce d-ca „Żelbetu” kpt. „Kordian” doceniając problem nieuzbrojonych partyzantów, decyduje się na dozbrojenie oddziału „Bicza” kosztem pododdziałów miejskich. W tym celu polecił ppor. ”Nawarze” przygotować dwie furmanki z bronią, amunicją i granatami dla oddziału "Bicza". Ponieważ 18.08.1944 r. „Nawara” został aresztowany, transport uzbrojenia do Naramy odprowadził ps. „Koński” (Adam Kowalski). Wraz z nim pojechał por. ps. „Siekierz”, wówczas już I-szy z-ca komendanta „Żelbetu”. Pod koniec sierpnia 1944 r. do oddziału „Żelbetu” skoncentrowanego już w lasach pod Goszczą dociera por. „Siekierz”, przynosi rozkaz o przegrupowaniu odziału na tereny Beskidu Wyspowego położone pomiędzy doliną Raby a Kotliną Sądecką. Tam zgodnie z wytycznymi dowódcy 6 DP AK ppłk. „Odweta” (Wojciech Wajda), „Żelbet” otrzymał zadanie ochrony pól zrzutowych.”

 

Partyzanci „Żelbetu” opuścili ten rejon pod koniec sierpnia 1944 r. Wcześniej Mszą św. i defiladą pożegnali się z mieszkańcami Naramy, na których wsparcie mogli liczyć.

 

Z Kalendarium działania Oddziałów partyzanckich „Żelbetu”:

30 lipca 1944 r. Ks. kapelan Ludwik Mucha wraz z proboszczem miejscowej parafii odprawił mszę św. Z udziałem OP „Żelbet” i miejscowej ludności. Po mszy św. oddział w szyku ubezpieczonym skierował się do miejsca postoju. Nagle od strony Iwanowic nadjechał samochód ciężarowy z czterema Niemcami. Doszło do wymiany ognia, Niemcy zostali rozbrojeni. Zdobyto jeden pistolet maszynowy i trzy karabiny. Akcją dowodził „Gołąb” (Adam Żuwała)

9 sierpnia 1944 r., Narama. Przypomnieć tu należy, że od 1 sierpnia dochodzą do Oddziału żołnierze z konspiracji. Jest to czas euforii w związku z ofensywą sowiecką i Powstaniem Warszawskim. Także masowe aresztowania w Krakowie w dniu 6 sierpnia 1944 r. spowodowały napływ około 80 ochotników do walki z Niemcami. Liczba przebywających w niedużym lesie koło Naramy wynosiła około 170 osób, w tym 80 partyzantów z bronią.

28 sierpnia 1944 r., m.p., Narama. Po południu w kościele parafialnym w Naramie odprawiona zostaje przez kapelanów oddziału, ks. Muchę i ks. Łowińskiego, msza św. Mieszkańcy Naramy przygotowują na plebanii posiłek z 35 pieczonych kurczaków. Żegnamy ks. Muchę, który zostaje na ziemi miechowskiej, przechodząc do Baonu AK „Skała”. W nocy odchodzimy na południe.

Partyzanci Samodzielnego Batalionu Partyzanckiego „Skała” Armii Krajowej; fotografia ze zbiorów Muzeum Armii Krajowej.

Żołnierze Samodzielnego Batalionu Partyzanckiego „Skała” Armii Krajowej podczas odprawy-zbiórki oddziału; fotografia ze zbiorów Muzeum Armii Krajowej.

Żołnierze Samodzielnego Batalionu Partyzanckiego „Skała” Armii Krajowej: „Apacz” i „Sas”; fotografia ze zbiorów Muzeum Armii Krajowej.

Żołnierz Samodzielnego Batalionu Partyzanckiego „Skała” Armii Krajowej z pistoletem maszynowym MP-40 i granatem za pasem; fotografia ze zbiorów Muzeum Armii Krajowej.

Żołnierze Samodzielnego Batalionu Partyzanckiego „Skała” Armii Krajowej: jeden z pistoletem maszynowym MP-20, drugi wsparty na karabinie maszynowym MG-40; fotografia ze zbiorów Muzeum Armii Krajowej.

Odpoczynek w lesie: żołnierze Samodzielnego Batalionu Partyzanckiego „Skała” Armii Krajowej; fotografia ze zbiorów Muzeum Armii Krajowej.

Partyzancki obiad: żołnierze ze swoim kucharzem „Szpasikiem”; fotografia ze zbiorów Muzeum Armii Krajowej.

Opaska Zgrupowania Armii Krajowej „Żelbet”; fotografia ze zbiorów Muzeum Armii Krajowej.

Literatura:

Z. Grzyb, 18.12.1944. Potyczka w Naramie. Potrzebna, czy niepotrzebna śmierć młodego partyzanta, 18.12.1944. Potyczka w Naramie. (narama.pl), dostęp: 11.07.2022.

St. Pluta „Szarota”, „Góral”, Oddział Partyzancki „Żelbet I”. Kalendarium działania w okresie od 11 maja do 7 sierpnia 1944 roku, „Okruchy Wspomnień z lat walki i martyrologii AK”, nr 44:2002.

St. Pluta „Szarota”, „Góral”, Oddziały partyzanckie „Żelbetu”. Kalendarium działania w II półroczu 1944 r., „Okruchy Wspomnień z lat walki i martyrologii AK”, nr 45:2003.